Wszystko zaczęło się od jajecznicy (na boczku). Te jaja jak gdyby przepowiedziały mi przyszłość - wiedziałem już gdzie skończę.
posiliwszy udałem się odwiedzić moich pięciu (teraz już czterech) wspaniałych w willi dobrych obyczajów. "nie narkotykom i alkoholowi" jako hasło przewodnie wieczoru
(gdy nikt nie patrzy, przesiaduje z głową w reklamówce. podobno poprawia kreatywność)
panterka
dezerter
była też dziewczyna, ale podobno już zajęta
odpowiednio nastrojeni, w wyselekcjonowanym gronie (ja i pantera) udaliśmy się odwiedzić znajomego, który dawał dzisiejszej nocy występ swojego życia (dziewczyny to dla was)
było dobrze
..dużo miłości..
złamanych serc (dobre) też było sporo
generalnie wiksa
W KOŃCU SŁAWA
był też ten, któremu żadne cycki nie straszne, prawdziwy cyckowy koneser
mój kompan jak się okazało nie próżnował, w czasie gdy ja dopiero prowadziłem długodystansowy rekonesans on próbował już swoich sił w tańcu
aparatu swojego jak zwykle również nie wziął
krew się przelała..
...prawie wygrana
ale przyszedł latynos i wszystko zepsuł
więc koniec taki jak zwykle
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz